======================= Burda w kantynie 'SWPL' ======================= Wystapili: listowicze SWPL (za) udzial wzieli: Vampyrus, Alex, Bob, Daryus'Riel, Neilax, Florek skompilowal N'Loriel ========================================================================== - Nic sie na liscie nie dzieje. Szmer rozmow panujacy w niewielkiej, slabo oswietlonej sali umilkl. Gdzies w glebi pomieszczenia stlukla sie butelka, rubinowy bliel poplynal po podlodze, wciskajac sie w szpary miedzy plytami z czarnego kamienia. Szczeknely odbezpieczane blastery, waz w czyjejs rece skamienial, stajac sie wlocznia, kilka postaci odgarnelo poly plaszczow, odslaniajac rekojesci mieczy swietlnych, a nawet pare wielkich, krysztalowych mieczy. Z glebi sali odezwal sie cichy, acz zdecydowany glos: - Co powiedziales? Wysoki mlodzieniec odgarnal niesforny kosmyk dlugich, czarnych wlosow za ucho i powtorzyl: - Na liscie nic sie nie dzieje. - Wyjasnij - powiedzial mezczyzna stojacy obok jakiejs twi'lekanskiej tancerki. - Moze wam sie to wydawac dziwne... "Jak to?", spytacie, "Przeciez dzis odebrales szescdziesiat piec wiadomosci". Ale okolo piecdziesiat piec z nich to bezsensowna, moim zdaniem, walka "Yuuzhan Vong kontra Reszta Swiata". Na dluzsza mete dyskusja ta do niczego nie prowadzi, ale nie o to mi teraz chodzi... Mowie o tym, ze toczone sa najwyzej trzy dyskusje, z ktorych jedna (wspomniane Y.V vs. Reszta Swiata) to wlasnie to piecdziesiat piec wiadomosci. Nie czynie zadnych pretensji, chce tylko powiedziec, ze troche wieje nuda (duzo zajelo mi napisanie czegos, co mozna bylo zawrzec w temacie, nie sadzicie? :))) )... Zgromadzeni w sali popatrzyli po sobie, po czym posypal sie grad blasterowych pociskow, blyskawic Ciemnej Strony, nozy, butelek, zukow, a nawet wielki, gumowy kurczak :))...... I zagrzmialo. I nie bylo to zwykle wyladowanie atmosferyczne, lecz glosy wzburzonych grupowiczow. Wzburzony (ale zabrzmialo :)) N'L wezwal w gniewie DS3, SSD Revenge i 12 eskadr T/D, LSF zakrzyknal "AAARGH" i wezwal z Korriban'u rzesze Sithow. Vongi natomiast syknely "pratte!!!" a ich amphistaff'y ze zdenerwowania nie mogly zdecydowac sie czy zmienic sie w palke, pike, czy moze w jakies narzedzie tortur. Ale poprzestaly w koncu na robakach, gdyz ich panowie (vongi) zostali brutalnie odrzuceni do kata sali. A stalo sie tak, gdyz obecni na sali Sithowie zdecydowali nie czekac na przybycie posilkow i zdecydowali skroczyc do akcji. A Vampire caly czas tanczyl na parkiecie lsniacym od migajacych pociskow od blastera jednoczesnie unikajac zgnilych pomidorow i smierdzacych jajek... I wtej ow chwili mr. Alex Sith dostal zukiem pomiedzy zeby od ciemnej postaci stojacej w drzwiach kantyny. Mial na sobie ciemny plasz spowijacy cala jego posture a jego twarz zakrywal mrok. W reku bylo widac wijacego sie Amphistaf, lecz o wiele wiekszego niz normalny model. Wszyscy obecni zwrocili sie w jego kierunku celujac czym tylko popadnie. W tym samym czasie na orbicie wrzala walka. Wszyscy byli tak zajeci walka ze nie spostrzegli pojedynczej jednostki Yuuzhan-Vong. Duma Domeny Sharr' da wisiala spokojnie w przestrzeni czekajac na sygnal od swego wyslanika. A Reichtag Domeny microsoft.com az zabulgotal, widzac, ze statek Sharr'da stoi w miejscu, zaczal proces rozrodczy... Sygnal nadszedl. W tym momencie ze statku wystrzelono trzy kule rozgrzanej plazmy. Jak zawsze tak i tym razem system celownicy nie zawiodl i juz pierwsza salwa zniszczyla cel, z ktorego teraz pozastaly jedynie gruzy i spalone ciala. Widzac to War Captain Bob, poczul dume ze jego najlepszy wychowanek poswieci sie szlusznej sprawie by ratowac wspoltowarzyszy inwazji. Jednoczesnie poczul bol ze stracil najlepszy oddzial bojowy, lecz wiedzial ze taka jest wola Bogow i cena za zniszczenie duzej liczby Sithow, ktora mogla zagrozic Cywilizacji Yuuzhan-Vong. Lecz w ten nadszedl komunikat z powierzchni: "Odzial jest ranny ale zyje". Nie byl to dobry znak poniewaz bylo prawtopodobienstwo ze Sithowie tez przezyli. "Shhhah" - wrzasnal dowodtca - "Zniszczyc cale miasto, zaden Sith nie wyjdzie z tamtad zywy". Wszystkie dziala splunely jednoczesnie olbrzymimi kulami plazmy............. :))) Lord Neilax spojrzal do gory. Na niebie widnialo brazowe-cos, plujace w jego strone zielonymi pilkami do koszykowki. Oczywiscie jasne bylo, ze Vongi kierujace ogniem pomylily szope z letnia rezydencja Sithow i trzeba bedzie wybudowac nowa. Neilax podrapal sie po glowie. Byl to kolejny zbedny wydatek, ale przeciez gdzies musi stac ta szopa. Daryus tylko przeciagnal sie beztrosko i wrocil do ogladania swojego ulubionego serialu, Red Hot Chicks. Wtedy, bloga cisze przerwal wrzask: - Argh! - to Apprentice Alex wbiegl do salonu. - Co sie stalo, moj uczniu? - zaczal Lord Neilax, widzac, ze mlody Sith ma pokrwawiona dlon. - Te przeklete Vongi! - wyjasnil Alex - Uzarly mnie w palec (ale sie zrymowalo ;). Biore swoj krysztalowy miecz i pedze ich wszystkich pozabijac! - Po co sie tak spieszyc, uczniu? - zza kanapy wystawala glowa Daryusa - Usiadz z nami i ogladnij sobie ten fajny serial. - W sumie, czemu nie. I tak ich zalatwimy - zdecydowal Sith Apprentice. Kilka godzin poozniej po, gdy ostrzal powierzchni sie zakonczyl, voxyny nadal wariowaly. Kapitan natychmiast wydal rozkaz: - Sprowadzic Dovin Basala. Czas przeistoczyc ta planete na nasza stocznie. - a po chwili dodal - usadowic go w kanionie na roowniku i niech sciagnie obydwa ksiezyce na niska orbite. Zobaczymy jak wtedy Sithowie beda swoich mocy uzywac. :)) Minute poozniej w kierunku powierzchni kierowal sie juz transportowiec z olbrzymim Dovin Basalem. War Captain Bob tylko patrzyl jak powoli znika konwoj w kolejnej bluzniercej planecie ktora trzeba wyleczyc. W ten glowny Villip zasygnalizowal ze nadchodzi polaczenie. Kapitan podszedl do niego, odetchnal gleboko wiedzac ze to mistrz wojenny Tsavong z domeny Lah, i poglaskal Villipy. - Witam Cie Mistrzu Wojenny. - Nie ma czasu na powitaniu Kapitanie. Zabieraj flote z systemu jak najszybciej. Dovin tu gu. ("Twoja misja zostala zakonczona").Skieruj swa flote na bluznierca planete Coruscant. - Dwi Tsavong Lah. - Pospiesz sie bo za chwile przybedzie do systemu nasze najwieksze osiagniecie genetyczne. - Yaga?? ("co?") - Polaczenie Weza Kosmicznego i Voxyna :) Pospiesz sie. Pratte War Captain Bob. - Pratte Warmaster Tsavong Lah. Minute poozniej wszystkie Yuuzhanskie jednostki wskoczyly do przestrzeni a miejscowe sly wraz z Sithami zostaly same czekajac na zakonczenie swego zywotu przez prawdziwego powtora. :)) Oczywiscia War Captain Bob zabezpieczyl sie na wrazie jakich problemow i zostawil Dovin Basala usadowionego na roowniku bluzniercej planety. W tym samym czasie, gdzies w okolicach rownika planety cala banda, wyjatkowo zbratana mimo dotychczasowych roznic... Grala w karty. - Te, LSFu, zrobimy cos z tym? - spytal Peter Mikolajski, osuszajac kufel i wskazujac od niechcenia na dwa rosnace na niebie ksiezyce. - Naaa... - Mroczny Lord machnal reka. - Sie zrobi... Potem. Dobra, sprawdzam cie. - Hehe, tym razem przegrasz... Po chwili wszczely sie krzyki, wsrod ktorych mozna bylo rozroznic "To niemozliwe! Oszukujesz!" Petera i "Zrzadzenie Mocy" LSFa, a potem jego slynne "Twierdzisz, ze klamie?" :-) Niedaleko Lordowie Assarin i Neilax nauczali przy Red Bull'u Apprentice'a Alexa. - Widzisz, z tym Kunem, to bylo tak, ze KJA sam sie pogubil w opisywaniu. W komiksie tak, a w ksiazce siak. Ale warto znac obie wersje. - smecil Neilax. - Moze bys sie skupil, co? - Trudno o to z dwoma ksiezycami coraz blizej nad glowa. Moze przydalby sie jakis szybki srodek transportu? - Eeee... - Assarin machnal reka. - Nie trza. Alex popatrzyl tylko jak na szalonego. Assarin popukal w puszke. - Red Bull doda ci skrzydel. - Zreszta - mruknal Neilax patrzac w gore. - mamy specjalistow od dziwnych misji. Wtedy z wyciem silnikow przelecialo kilka maszyn. Na kadlubie kazdej z nich znajdowalo sie slynne puchate stworzenie, ktore jednak nie bylo Ewokiem. - Yup, Pijane Banthy. - skinal glowa Assarin. - Twiv mowil, ze swiatlo tych zblizajacych sie ksiezycow zaczyna im przeszkadzac. Alex znowu popatrzyl dziwnie. - Dla Banthy nic trudnego. - Neilax wzruszyl ramionami, choc nawet dla niego tajemnica bylo, jak te Banthy (gwoli scislosci: oficjalnie - Dzikie, nie Pijane :-)) dokonuja zawsze perfekcyjnego dziela zniszczenia. - Dzieki Mocy, ze sa po naszej stronie. - Heh, to i tak ci nie wiele pomoze, ale zawsze mozesz miec nadzieje. - gdzies z odbiornika odezwal sie glos Lt. Twivleka. Po chwili niebo rozswietlily dwie wielkie eksplozje, a Sithowie na spolke z nielicznymi Jedi oslonili towarzystwo przed odlamkami przy pomocy telekinezy. - Niezle. - skwitowal Peter. - To co, gramy jeszcze, Lordzie? - Siur. - mruknal LSF siadajac i napelniajac kufelek. [Vampyrus] mimo skomplikowanych unikow, salt, fikolkow i piruetow kreconych na osmalonej posadzce, jego uwadze umknal jeden maly, yuuzhanski zuk, ktory przegryzl w mgnieniu oka spodnie i urznal bolesnie w zadek. Vampyrus wrzasnal, obrocil sie komicznie wokol wlasnej osi i wyrznal z hukiem na posadzke. Manewr ten uratowal mu zycie, gdyz w miejscu, w ktorym stal jeszcze przed sekunda przelecial na wysokosci szyji wlaczony miecz swietlny. Lezacy mlodzieniec uzyl Mocy, by odpedzic od siebie niemilosiernie gryzacego zuka, i zlapal za swoj wlasny miecz. Rdzen bialej energii, rzucajacej blekitny poblask przecial powietrze i roztrzaskal w powietrzu butelke korelianskiej whisky. W tym momencie wszystko ucichlo. Na srodek sali wszedl mezczyzna. Popatrzyl na lezace na ziemi resztki butelki, plynacy po podlodze kosztowny trunek i odezwal sie: - Kto, na czarny ksiezyc Dxun, rzucil moja butelka? W pierwszej chwili odpowiedziala mu cisza, No nic dziwnnego ze cisza nastala.......po pogloskach jak N'L neutralizowal osobnikow za pomoca kieszonkowego turbo lasera :)))) Eeee, saber odbije salwe z turbolasera? :) lecz po chwili, z cienia wystawil glowe mlody uczen Sithow, Alex. - To ja. Ale zrozum, N'L, to dzialo sie tak szybko... - Dosyc - przerwal mu tamten - odkupisz pozniej. I wszystko zaczelo sie na nowo. Polecialy butelki i inne gadzety. Miecz Vampyrusa zdawal sie latac bezladnie, wrecz bezsensownie, lecz gdyby sie uwaznie przyjzec, mozna bylo zobaczyc, ze wszystkie pociski lecace w Ciemnego Jedi sa odbijane lub niszczone. Zaiste, byl to imponujacy pokaz.... Wtem jeden z radnych wszedl do budynku nie kryjac oburzenia. Pod pacha niusl ciezki wolumin oblozony w okladka z traspastali. To byl kodeks. Otworzyl masywna ksiazka i zarecytowal: "99v - na lamach listy SWPL nie mozna uzywac mieczy swietlnych uniesionych rekojescia do gory". Ale nikt go nie uslyszal. Zdenerwowany ta zniewaga wlaczyl swoj dwuostrzowy miecz i ciol na oslep trafiajac jakiegos vonga prosto w jedyne oko. Tymczsem Dark Florek znudzony czekaniem na swojego drinka postanowil sam sobie go wziac uzywajac mocy, kiedy podszedl do niego klon LOS i powiedzial: "nie marnuj okazji by uzyc miecza stary." Florek westchną, zakla i zucil sie na walczacy tłum. Właśnie mial odciac komus reka, gdy przycepil sie do niego zuk Vampyrusa. No ciezka cholera, myslalem, ze jak sprowokuje atak pt. "Wszyscy na Vampyrusa" to sie spokojniej na liscie zrobi, a tu prosze, Sith versus Yuuzhan Vong... No ja pier... nicze :), tylko sie zaognilo, goddamnit.... I ta krotka uwaga DJ Vampirusa (:))) przepelnila czare gniewu walczacych Sithow i YV... Yuuzki mruknely do LSF'a cos w rodzaju "wystarczy" i spojrzaly na mlodego Dark Jedi, wzrokiem ktory nie obiecywal nic dobrego... Lord Neilax poruszyl nieznacznie reka i zamknely sie wszystkie wejscia do knajpy, a dziure w scianie zatarasowal niedawno spalony ogniem blasterow landspeeder... Vampirus przezornie wycofal sie w kat i sprawdzil czy jego miecz swietlny byl na miejscu... nie byl. Mial go przeciez w dloni. I to nadal wlaczonego po ostatniej salwie butelek taniego wina i krzesel. Tym razem nie ryzykowalem przerwania zabawy nieopatrznie cisnietym przedmiotem i oddalilem sie od grupy smiertelnie powaznych ludzi i obcych, jednak zachowujac pelen wzglad na wydarzenia. Niby haslo Mrok wzpiera Mrok krecilo mi sie po glowie, lecz uznalem ze moja interwencja nie bedzie potrzebna i najwyzej zabierze komus przyjemnosc cisniecia butelki drogiego trunku w miecz swietlny Vampirusa. Tak wiec pozostalem nieco w oddali notujac co sie dzieje :). Zamknalem sie na Moc, gdyz przetlaczal mnie gniew bijacy od MOCnych i strach, wlasciwie juz przerazenie Vampirusa. Pomyslalem ze jak spanikuje to beda jaja. Ale nie spanikowal. Odwrocil sie, wycial mieczem dziure w scianie i zwial... zapamietam dlugo ten wyraz bezgranicznego zdumienia na twarzy LSF'a. Wtedy z hiper wyskoczylo dziesiec MC, z admiralem N'L na pokladzie. Yuuzhanie odebrali transmisje: - Ledwie czlowiek zrobi dwa kroki za prog, a tu juz b**del... - N'L westchnal ciezko. - Dobra, wszyscy rece, macki, czulki do gory, bron na dol, bo was przemoderuje turbolaserami! Yuuzki zwinely grzecznie czulki i baknely przepraszajaco odbytem. Swiatostatki zrobily podobnie i jednoczesnie w galaktyce pojawila sie nowa mglawica pachnaca ochodami swiatostatkow :). I zielone ludziki z Coruscant aresztowaly kupe YV za zanieczyszczanie prozni :). [ale Vampyrus powiedzial jeszcze:] - A ja tam nic do YV nie mam..... Na te slowa rzucili sie wszyscy do chaotycznego i nieskoordynowanego ataku na Vapmyrusa. Z przerazeniem w oczach, Ciemny Jedi aktywowal swoj miecz swietlny. Klinga w mgnieniu oka pojawila sie, zamiast wysuwac, gdyz w ruch poszedl zamontowany w klindze akcelerator aktywacji. Szyko ocenil sytuacje i doszedl do wniosku, ze przewaga liczebna listpwiczow o odmiennym zdaniu jest odrobine za duza. Rzucil sie wiec do masywnych, drewnianych drzwi prowadzacych na zewnatrz. Po drodze zlapal mlodego Sitha, Alexa za fraki, by tchorzowsko zaslaniac sie nim przed pociskami. Siedzaca na krzesle Noelia odstawila na stol szklanke z jakims napojem, i z nieznacznym usmiechem wystawila prawa noge w bok. Vampyrus nie zauwazyl tego manewru, wpadl na podstawiona noge i, przewracajac sie, uderzyl w drzwi. Miecz zgasl, wypadajac mu z dloni, a Ciemny Jedi osunal sie na na podloge. Listowicze popatrzyli po sobie, po czym miecze na powrot powedrowaly do pochw, blastery do kabur a drinki do gardel. Spokoj znow zagoslil w tawernie, zwanej przez SWPL. The End :)))))))))) I znowu nic sie nie zdarzylo, znowu nie bylo dreszczyka emocji, zaburzen Mocy i swadu palonych cial :(. A mowilem, ze gdybysmy napisali ff'a/ksiazke z akcja osadzona w realiach listy, to byloby fajnie, tylko nie wiadomo by bylo kogo zabic jak to nie byloby kogo zabijac? :) tylu biednych bezbronnych cywili w calej galaktyce :D Tak skonczyl sie kolejny nudny dzien na SWPL :-P) ========================================================================== (c)opyright lista dyskusyjna starwars.pl - www.swpl.prv.pl Mozna rozpowszechniac niekomercyjne, za podaniem w/w adresu jako zrodla. ==========================================================================