DARK TIMES

kontynuacja 'Gwiezdnych Wojen'

by Gabriela 'MidMad' Zielinska
i Tomasz 'LastScout' Galecki

Publikowanie tego tekstu lub jego fragmentow bez zezwolenia autorow, a takze wykorzystywanie go w jakiejkolwiek formie i postaci dla celów komercyjnych jest zabronione.


Rozdział 1



Luke leżał w koi na pokładzie "Tysiącletniego Sokoła". Było cicho i ciemno. Jedynie odgłosy dochodzące z gęstych lasów Endor przedzierały się delikatnie do jego umysłu. Początkowo był zdezorientowany. Nie wiedział gdzie jest i co się dzieje. Jedyne czego był świadomy to że, bolały go wszystkie mięśnie. Świadomość powoli wracała. Wyczuł Hana i Leię śpiących w sąsiednich kajutach. Powoli podniósł się na łóżku. Ból nie był już tak dokuczliwy, jednak wciąż nie wiedział co go obudziło. Może to przeżycia ostatnich kilkunastu godzin? Od bitwy pod Endorem minęło niewiele czasu i Luke zdawał sobie sprawę, że to jeszcze nie koniec pracy sojuszu. Trzeba rozpocząć nawiązywanie oficjalnych stosunków dyplomatycznych, i całkowicie zniszczyć pozostałości Imperium. Najgorsze, że wciąż słyszał ostatnie słowa Imperatora "To jeszcze nie koniec". Dopiero teraz zaczął się zastanawiać co miały oznaczyć. Pomimo intensywnego myślenia żadne sensowne rozwiązanie nie przychodziło mu do głowy. Tym samym znowu poczuł się samotny. Nie było Bena Kenobiego ani Yody, których mógłby poprosić o radę. Był sam a obowiązki które na nim ciążyły nie były błahe. Był ostatnim Rycerzem Jedi. Miał uczyć Leię i znaleźć nowych uczniów. Chyba że... Yoda się pomylił! Może na jakiejś zapomnianej planecie żyje inny mistrz? Ktoś kto odpowiedziałby na dręczące go pytania, kto dokończyłby jego szkolenia. Przymknął powieki, spróbował się odprężyć i ponownie zasnąć.

Sala była duża. Być może wrażenie takie sprawiała dzięki niewielkiej ilości sprzętów znajdujących się w środku. Terminal komputera, trzy monitory, kilka dziwnych urządzeń pod ścianą, duża ilość rur wychodzących z sufitu i podłogi oraz również trzy szklane walce wysokie na około dwa metry to jedyne sprzęty które znajdowały się w środku. Światło wychodzące ze ścian było mleczne. Powodowało to wrażenie mgły wypełniającej całe pomieszczenie. Było to tylko złudzenie gdyż wszystkie sprzęty a także przeciwległa ściana były doskonale widoczne. Szklane walce stojące pośrodku komnaty na niewielkim podeście wypełnione były blado żółtą cieczą. Płyn był mętny i zawiesisty co uniemożliwiało sprawdzenie tego co znajduje się wewnątrz. Z sali można było wyjść tylko jednym wyjściem. Zablokowane było masywnymi drzwiami pokrytymi masą antytermiczną. Widać było, że miały za zadanie bronić dostępu do sali nieproszonym gościom. Jednak na zewnętrznej ich stronie nie było żadnych śladów świadczących o próbach włamania. Konstruktorzy nie zapomnieli o możliwości pokojowego otwarcia wrót. Z obu stron to znaczy korytarza i sali były dwa niewielkie czytniki świetlne. Poza nimi nie było innej drogi aby w sposób cywilizowany otworzyć drzwi. Co ciekawe korytarz prowadzący do komnaty pokryty był dosyć sporą warstwą kurzu w przeciwieństwie do pomieszczenia za drzwiami, które było nieskazitelnie czyste. W około panowała cisza.


- Admirale! Raport gotów.- Kapitan rozejrzał się po kajucie szukając jej właściciela. Zawsze denerwowało go to, że Wielki Admirał lubował się w pozostawaniu niewidocznym. Sprawiał to jego mundur z systemem kamuflującym- podarunek od Imperatora. Dzięki niemu admirał mógł stać się całkiem niewidoczny bez względu na otoczenie.
- Słucham kapitanie Roda- podwładny nerwowo przełknął ślinę gdyż głos rozległ się tuż za nim. Jakże tego nienawidził.
- Mamy pełny raport dotyczący strat poniesionych przez flotę pod Endorem, stanu jednostek znajdujących się w naszym sektorze i pewne informacje na temat tego co wpadło w ręce rebeliantów. Niestety ostatnia część jest raczej ogólnikowa.
- To zrozumiałe. Minie trochę czasu zanim będziemy wiedzieć czym naprawdę dysponujemy. Czy w raporcie są wymienione jakieś bezpieczne dla nas systemy, w których znajdują się stocznie?
- Obawiam się, że nie panie admirale. Trudno w tej chwili powiedzieć, które systemy zostaną z nami teraz, gdy siła floty została tak uszczuplona. Nie wiemy także w jakich rejonach znajdują się rebelianci z większymi jednostkami. W ciągu ostatnich dni posunięcia nasze jak i rebeliantów były dosyć chaotyczne.
- Cóż. Proszę sprawdzić gdzie najbliżej znajduje się jakaś stocznia mogąca pomieścić nasze największe jednostki i przygotować jak najwięcej statków do bitwy.
- Tak jest panie admirale.
- Proszę mi dać znać jak tylko będzie pan gotów. Imperium jeszcze istnieje, więc niech pan trzyma morale kapitanie Roda.
- Czy coś jeszcze panie admirale?
- Nie. Dziękuję.
Kapitan wyszedł. Idąc na mostek zastanawiał się jak to wszystko się teraz potoczy. Adiutantem i prawą ręką admirała był dopiero od kilku dni. Jak na razie nie za bardzo wiedział czego się ma spodziewać. Flota Imperialna została właściwie zdziesiątkowana po zniszczeniu drugiej Gwiazdy Śmierci. Obecnie dysponowali jednym i prawdopodobnie jedynym super niszczycielem, czterema niszczycielami, dwoma krążownikami klasy Carrak, dwoma krążownikami Korellian, sześcioma pancernikami i jedną fregatą Nebulon-B nie licząc myśliwców, promów i transportowców. W normalnych okolicznościach była by to znaczna siła jednakże w obecnej sytuacji, gdy było to prawdopodobnie wszystkim co zostało z floty Imperatora nie licząc kilku jednostek, które mogły się znajdować w innych częściach galaktyki oraz biorąc pod uwagę fakt iż większość ich statków była poważnie uszkodzona zadanie stojące przed Wielkim Admirałem nie było łatwe. Pewną nadzieję niosło to, że być może część systemów zostanie wierna Imperium. Zależało to w głównej mierze od zarządzających nimi gubernatorów i siły imperialnych garnizonów. Pozostawało tylko czekać na rozwój sytuacji. Z tymi nie wesołymi myślami kapitan wszedł na mostek.
- Leia! Leia, jesteś tu?- Głos Hana było słychać na całym "Sokole". Przeszukał już sporą część statku i zaczynał być zły. "Kobiety - nigdy ich nie ma gdy są potrzebne" W swej rosnącej złości nie zauważył C3-PO wychodzącego zza zakrętu korytarza i omal go nie przewrócił.
- Gdzie się pchasz pod nogi złota pało! - krzyknął rozcierając stłuczone kolano.
- Ależ proszę pana, ja tylko... - Nie zdążył jednak dokończyć.
- Szukam księżniczki. - powiedział Solo nie patrząc na robota.
- Ja właśnie przyszedłem żeby... - Ale Han przerwał mu w pół zdania.
- Wiesz gdzie jest?
- Właśnie w tej sprawie przychodzę. Jej wysokość prosiła abym przekazał, że jest na spacerze na wypadek gdyby ktoś jej szukał.
- Wiesz w którą stronę poszła?
- Nie, ale... - Zanim zdążył skończyć Hana już przy nim nie było - ...wzięła ze sobą komunikator. - dokończył 3-PO do stojącej przed nim ściany.
W między czasie Solo był już na zewnątrz statku. Zauważył Chewbaccę, który grzebał coś przy kadłubie.
- Widziałeś gdzie poszła Leia?
Chewbacca zaryczał przecząco. Mruknął coś jeszcze i wrócił do pracy.
- Proszę pana! Kapitanie Solo! - 3-PO wołał schodząc po rampie statku.
- Czemu nie powiedziałeś, że wzięła komunikator? Chyba trzeba cię wyłączyć i oddać do działu technicznego na przegląd. - powiedział Han i wrócił na pokład.
- Z ludźmi czasem tak trudno się dogadać. - marudził robot wyrażając tym samym swoją dezaprobatę dla zachowania kapitana. - To wszystko przez ich alogiczne działanie.
Nie miał jednak czasu by jeszcze pobiadolić gdyż z tyłu dobiegły go piski i gwizdy.
- O R2 - ucieszył się. - Wreszcie ktoś z kim można logicznie porozmawiać.
Ale Artoo raczej nie miał ochoty na pogawędkę.
- Nie, nie wiem gdzie jest pan Luke. Powinien być w swojej kabinie
Mały robot zapiszczał.
- Skąd mam wiedzieć, że tam go nie ma.
R2 znowu pisnął.
- Sam jesteś nie logiczny, ty beczko smaru.
Artoo odjechał, a 3PO stał nie wiedząc za bardzo co robić. Znowu wszyscy się na mnie uwzięli pomyślał.
Leia spacerowała z Lukiem. Wciąż czuła się zmęczona podobnie jak brat.
- Dlaczego chcesz lecieć na Tatooine. Tam już nic nie ma?
- Nie wiem. Nie wiem nawet czy na Tatooine czy gdzieś indziej. Po prostu muszę mieć spokój, żeby przemyśleć wszystko. Zastanowić się co dalej robić. Poza tym ...Nieważne.
- Luke nie mówisz mi wszystkiego, czuję to. Coś cię dręczy. Powiedz o co chodzi.
- Boję się, że to jeszcze nie koniec.
- Masz na myśli to co powiedział Imperator?
- Tak.
- Luke on nie żyje, i już nic nie może zrobić. Przecież sam widziałeś Byłeś przy tym.
- Wiem, Imperator nie istnieje, ale to uczucie mnie nie opuszcza. Nie potrafię tego wyjaśnić.
- Może ten wyjazd to dobry pomysł. Ostatnio tyle się wydarzyło
Nie zdążyła dokończyć myśli gdyż odezwał się komunikator.
- "Leia jesteś tam? Leia"
- Tak Han. O co chodzi?
- Szukałem Cię. Myślałem, że coś się stało.
- Nie, wszystko w porządku już wracamy. - powiedziała i wyłączyła komunikator.
- Myślę, że Tobie też przydały by się wakacje. Może polecicie gdzieś z Hanem?
- No nie wiem.
- Przecież go kochasz. Zresztą on Ciebie też.
- Czasami tak wszystko utrudnia. Poza tym jest tyle pracy.
- Musisz sama zdecydować co jest ważniejsze. Ty czy praca. Odkąd Cię znam tylko pracujesz.
- Zobaczymy.
- Kapitanie jesteśmy gotowi. - Roda spojrzał na mówiącego oficera.
- Słucham. - Nie otrzymał jednak odpowiedzi gdyż z tyłu dobiegł go dźwięk tele-interkomu.
- Panie Admirale. Jesteśmy gotowi.
Twarz Admirała wypełniała cały ekran.
- Który ze statków jest w najlepszym stanie?
- To jeden z krążowników.- Porucznik Verthel wsunął się przed kapitana.
- Który?
- "Avalon" Sir.
- Proszę wycofać ten statek z floty bitewnej razem z resztą statków. Do ataku wykorzystamy tylko niszczyciele. Niech technicy wyposażą je w sprzęt kolonizatorski i medyczny. Gdy tylko skończą zaokrętujecie tam rannych i wszystkich którzy nie będą potrzebni w bitwie. Poza tym niech mój prom będzie gotów do drogi wraz z oddziałem specjalnym i eskortą kilku myśliwców dalekiego zasięgu. Niszczyciele które wezmą udział w walce muszą z zewnątrz wyglądać na nie uszkodzone.
- Co z myśliwcami z reszty jednostek?
- Niech zostaną na swoich statkach. Zawiadomi mnie pan jak tylko skoczycie
- Tak jest, Sir! - Odpowiedzieli chórem
Obraz Admirała zniknął z ekranu. Rozmowy na mostku ucichły a ludzie którzy obserwowali rozmowę z Admirałem wrócili do swych obowiązków.

Gdy Leia i Luke wrócili ze spaceru Han pracował w kokpicie.
Siedział zgięty nad terminalem komputera i wpatrywał się w ekran. Artoo podłączony do gniazda informacyjnego zagwizdał na widok wchodzących.
- O już jesteście. -Ucieszył się Solo. - Czekałem na was.
- Byliśmy na spacerze. Chyba wszystko w porządku? - W pytaniu Luke można było usłyszeć drobny niepokój.
- O tak! Jest idealnie. Właśnie sprawdzam z małym co przydało by się wymienić w tym pudle.
- I co? - Spytała Leia.
- No cóż. Sporo jak na razie, ale chciałem z Tobą porozmawiać.
- O czym? - W oczach Lei błysnęło zainteresowanie.
- Właściwie to nic takiego Pomyślałem, że teraz po tym wszystkim jest trochę spokojnie i może Jej Wysokość miała by ochotę na krótkie wakacje.
- Po pierwsze nie nazywaj mnie Jej Wysokością. Wiesz, że tego nie lubię a co do wakacji to muszę pomyśleć.
- Tak myślałem. - Powiedział Han z wyrzutem. - Uschłabyś bez tej Twojej pracy.
- Tak myślisz?
- Tak!
- No to się mylisz. I wiedz, że gdyby "Sokół" był sprawny to moglibyśmy lecieć nawet jutro.
Na twarzy Luke'a pojawił się mały uśmieszek. Ci dwoje sprzeczali się odkąd ich znał. Z czasem jednak ich kłótnie robiły się w pewien sposób delikatniejsze.
- Może zostawiłbyś statek na generalny remont i polecielibyście promem? - Luke nie wierzył, że Han zdecyduje się zostawić swoją ukochaną zabawkę, ale na poparcie swych słów dodał - Chewie mógłby dopilnować wszystkiego. I bylibyście sami.
- Luke! - Leia ze śmiechem upomniała brata.
Na twarzy Hana rysowała się rozterka. Jednak tylko przez chwilę.
- No i problem z głowy. To co lecimy słonko?
Leia spojrzała z niedowierzaniem ale w tej sytuacji mogła tylko powiedzieć - Tak.

Duża grupa wojennych statków Imperium swobodnie dryfowała w przestrzeni. Na ich kadłubach można było zobaczyć malowniczo odbijające się promienie najbliższej gwiazdy, słońca układu Mulon. Słońce Mul roztaczało wokoło niebieskawą poświatę i właśnie ona była powodem tego, że w tym układzie nie rozwinęło się życie. Znaczna ilość promieniowania Kurtelliego sprawiała iż układ pozostawał jałowy.

Centralny punkt zgrupowania okrętów zajmował super niszczyciel "Bestia". Był tak duży, że pozostałe niszczyciele i krążowniki wyglądały w porównaniu z nim jak zabawki. Dwa z jego ośmiu fotonowych silników nie działały, ale pozostałych sześć jarzyło się ostro czerwonym światłem.
W kabinie Wielkiego Admirała rozległ się dźwięk interkomu.
- Panie Admirale wszystko przygotowane. Oczekujemy dalszych rozkazów.
Admirał nie pojawił się na ekranie znajdującym się na mostku "Bestii", kapitan jednak usłyszał odpowiedź przełożonego.
- Zaraz do was przyjdę.
- Tak jest, Sir! Jesteśmy w pełnej gotowości.


Rozdział 2




Mały prom kosmiczny oddalał się od księżyca Endoru. Towarzyszył mu tylko jeden republikański myśliwiec. X-skrzydłowiec leciał w pewnej odległości za promem i stanowił jego eskortę. Oba statki musiały wyjść z pola grawitacyjnego znajdującej się za nimi planety aby móc wejść w nadprzestrzeń.
- Jak tam Wedge? - Głos pilota promu rozległ się w głośnikach kabiny myśliwca.
- Wszystko O.K. kapitanie Solo. Jeszcze pięć i trzy dziesiąte jednostki i polecimy szybciej.
- Tak. Za chwilę będziemy w nad świetlnej.
Han spojrzał na Leię siedzącą w fotelu drugiego pilota.
- Nie wyglądasz na rozradowaną - mruknął.
- Martwię się o Luke'a - odpowiedziała nie patrząc na niego. - Ostatnio był jakiś nie swój.
- Przejdzie mu.
- Mam nadzieję, że masz rację. Choć muszę powiedzieć, że i ja odczuwam pewien niepokój.
- Kapitanie Solo? - głos Wedge'a rozległ się z głośnika w kabinie promu.
- Tak, co jest?
- Cóż, właściwie nic ale wciąż nie przekazał mi pan koordynat do skoku.
- Już wysyłam. Lecimy do układu Qerto chcę pokazać Leii Querttiańskie złote jeziora, a przy okazji odwiedzimy tamtejszego przedstawiciela Sojuszu.
- Czy to nie tam znajdują się te trzy nowe stocznie?
- Tak. Otrzymaliśmy informację jakoby zabezpieczenia przed atakiem były niewystarczające. Mamy za zadanie zobaczyć jak to w rzeczywistości wygląda.
- Z tego co wiem -głos Wedge'a ponownie popłynął z eteru- mieszkańcy z tamtych stron mają skłonności do przesady i to we wszystkim.
Leia spojrzała na Hana i powiedziała do mikrofonu.
- Tak, ale nie chcemy ich obrazić. Ich stocznie choć nie duże są bardzo nowoczesne i ważne dla naszej floty.
- Uwaga przygotować się do skoku.
- Gotów Kapitanie.
- Na trzy Wedge i do zobaczenia.
Dwa statki teraz stanowiące tylko niewielkie punkciki w bezkresie przestrzeni drgnęły w pseudo ruchu i zniknęły. Jedynie niewielkie zaburzenie w ilości cząstek energii i mocy fal grawitacyjnych świadczyło o tym, że w jeszcze przed chwilą były tu jakieś obiekty.

Drzwi śluzy rozsunęły się i Admirał wszedł na mostek. Nie wiadomo czemu większość rozmów, nawet tych związanych z obsługą statku jakby przycichła.
- Kapitanie Roda, oto mój plan.
Rozmowa pomiędzy kapitanem i admirałem przy jednej z map gwiezdnych trwała około dziesięciu minut. Zaraz potem Kapitan zaczął łączyć się z poszczególnymi jednostkami. Prowadzono ostatnie przygotowania do bitwy.
Duży statek kosmiczny oddalał się od zgrupowania floty. Był to prom nowego typu- "Hunter" H-01, w przeciwieństwie do normalnych jednostek tego rodzaju uzbrojonych tylko w działa laserowe ten miał jeszcze do dyspozycji torpedy protonowe i działa jonowe zdolne dezaktywować każdą jednostkę nie większą niż korweta Sam jego widok był imponujący, a na dodatek posiadał jeszcze eskortę ośmiu myśliwców nowej generacji Tie-D. Prom tak jak i myśliwce posiadał oznaczenia imperium. Grupa leciała zgodnie zwartym szykiem. Widać było, że piloci znajdujący się w środku tych maszyn są jednymi z najlepszych. W tym samym czasie jeden z pancerników zaczął oddalać się od głównej grupy statków. Był mniejszy niż niszczyciele klasy gwiezdnej, ale jego tarcze ochronne były dużo szczelniejsze. Jednakże oddalał się dużo wolniej niż prom od którego był większy i mniej zwrotny, do tego jedna z jego burt była bardzo mocno uszkodzona. Po chwili prom i pancernik zniknęły w nadprzestrzeni, a od głównej grupy zaczął oddzielać się trzeci statek. Był nim jeden z czterech gwiezdnych niszczycieli. W czasie gdy niszczyciel powolutku zmieniał swoją pozycję flota zaczęła się przegrupowywać.


Na pulpicie przed mężczyzną w mundurze wojsk republikańskich odezwał się interkom.
- Tu komandor Skywalker - za ile mój myśliwiec może być gotów do drogi?
- Za około godzinę, Sir.
- Proszę dołączyć do kadłuba dodatkowy zbiornik z paliwem i żywnością.
- Tak jest, Sir!
Gdy tylko interkom ucichł mężczyzna powiadomił mechaników o rozpoczęciu przygotowań.

Po zakończonej rozmowie Luke odwrócił się do Chewbaccy, który patrzył na niego pytająco.
- Nie, jeszcze nie wiem gdzie lecę.
Chewbacca zaryczał, a w jego głosie było słychać zdziwienie i pytanie
- Po prostu mam takie wrażenie, że muszę. Coś mnie ciągnie.
Chewiee znowu coś mruknął jakby z wyrzutem.
- Oj wiem, wszystko zostaje na twojej głowie, ale Han niedługo wróci. Poza tym sam wiesz, że "Sokół" potrzebuje wreszcie prawdziwego remontu a tylko ty możesz kontrolować prace. Zresztą ja też niedługo przylecę.
Wookie powiedział jeszcze coś jak pożegnanie, machnął jedną ze swych wielkich łap i wrócił do pracy razem z technikami.
- Do zobaczenia na Turkanie. - powiedział Luke i ruszył by przygotować się do drogi.
Artoo spokojnie potoczył się za nim.
Światła stoczni układu Querto błyszczały rozświetlając kosmiczną pustkę. Za nimi, w oddali widać było największą planetę sytemu- Querto. Planeta ta była podobna pod wieloma względami do Tatooine, choć na jej zwrotnikach rosły gęste lasy. Około siedemdziesiąt procent planety pokrywał piach. Na Querto nie było mórz. Jedynie w strefie lasów znajdowały się nie wielkie skupiska jezior. Tam też znajdowały się główne miasta planety.
- Tu kontrola lotów kompleksu stoczni Quad. Sektor kontrolny Quad Jeden. Niezidentyfikowany prom podaj swoją tożsamość. - głos oficera ze stoczni przerwał ciszę panującą od pewnego czasu w kokpicie promu.
- Tu prom kosmiczny "Atlas" z przedstawicielem Nowej Republiki na pokładzie. Podaję mój kod identyfikacyjny. - powiedział Han, wcisnął kilka przycisków po czym zwrócił się do Lei, która właśnie weszła do kabiny.
- Nie zauważyli jeszcze myśliwca Wedge'a.
Leia wyjrzała na zewnątrz w stronę stoczni i zdumiała się.
- Myślałam, że skoro stocznia funkcjonuje od niedawna będzie tu dużo mniejszy ruch.
- Tak, faktycznie jest tu dosyć gwarno.
- Prom "Atlas" - w kabinie ponownie rozległ się głos oficera stoczni - nasze czujniki wskazują, że jest z wami jeszcze jeden statek.
- Potwierdzam. To nasza eskorta. - odpowiedział Han po czym połączył się z Wedge'em.
- Jak tam? Chyba chętnie rozprostujesz nogi po podróży.
- Nie było tak źle. Choć muszę przyznać, że wieczór w barze byłby miłym urozmaiceniem.
- Myślę, że to się da załatwić. - powiedziała Leia i uśmiechnęła się do Hana. - A czy my mamy jakieś plany na wieczór?
- To niespodzianka.
- Tu stocznia Quad Jeden. Podajemy wam wektor podejścia. Podejście standardowe kursem dwa jeden sześć. Niestety musicie czekać Najpierw przepuścimy jeden z waszych statków bojowych, który jest dosyć mocno uszkodzony. Nadaje sygnał pierwszeństwa
- Nie ma problemu poczekamy. - powiedział Han i zaczął szukać wzrokiem statku o którym mówił oficer.
Wśród wielu jednostek wylatujących i wlatujących do kompleksu stoczni nie było to łatwe zadanie. Po jakiejś minucie Han zauważył jednak statek, który wyglądał na mocno poturbowany w jakiejś szalonej bitwie.
- Hej Wedge, widzisz go? Jest po naszej prawej jakieś czterdzieści koma pięć stopnia.
- Tak. To pancernik. Gdyby nie to, że brakuje połowy lewej burty to powiedziałbym, że to imperialny pancernik klasy D. Nie wiedziałem, że mamy tego typu jednostki.
- Ja też nie. - w jego głosie można było wyczuć niepokój.
- Han, czy coś jest nie tak? - Leia spytała z pewną obawą.
- Jeszcze nie wiem. - odpowiedział po czym zwrócił się do interkomu - Halo, stocznia? Tu prom "Atlas" czy możecie podać mi więcej informacji o tym statku?
- Tu Quad Jeden. To pancernik "Wolność", mieli spotkanie z wycofującymi się jednostkami imperium koło systemu Nazar. Większość ich systemów nie działa. Przybyli tu jakieś piętnaści minut po was.
- Czy podali właściwy kod?
- Tak. Potwierdzam. Czy mam powiadomić przewodniczącego Rady Systemu o waszym przybyciu?
- Nie - odpowiedział Solo - na razie nie.
- Kapitanie Solo - to był Wedge - może rzucę okiem na naszego przyjaciela?
- Dobra, ale nie podchodź zbyt blisko coś w nim jest nie tak.
Leia spojrzała na monitor i zobaczyła myśliwiec Antillies'a, który łagodnie skręcał w prawo. Po chwili oddalił się od promu i zaczął się zbliżać do pancernika.
- Pancernik "Wolność" tu generał Nowej Republiki Ejela z promu "Atlas". Mieliście rozkaz wrócić do bazy co się stało? - powiedział Han starając się by jego głos brzmiał jak najbardziej władczo.
Nastąpiła chwila ciszy, po czym z głośnika popłynął głos.
- Tu pancernik "Wolność" nasze rozkazy pochodzą bezpośrednio od generała Medeina. Mamy zbyt wielkie uszkodzenia by kontynuować naszą misję. Bez odbioru.
Han spojrzał na Leię, która pokręciła przecząco głową.
- Coś szybko się rozłączyli, a poza tym to nie możliwe byś nic na ten temat nie słyszała. Mam złe przeczucia.
- Nie lubię być w pobliżu gdy masz złe przeczucia. - odpowiedziała
- Wedge co tam u ciebie?
- Miałem mało czasu. Teraz jest już na terenie stoczni pod tarczami ochronnymi i nie widziałem zbyt wiele, ale na pewno nie miał oznaczeń naszej floty.
- Wracaj do nas! - powiedział Solo i ponownie połączył się ze stocznią - Tu prom "Atlas" proszę ogłosić stan pogotowia to nie jest nasza jednostka! Powtarzam to nie jest... - z głośnika dobiegły go trzaski.
- Tu stocznia Quad Jeden ogłaszamy alarm. Imperialne niszczyciele w polu widzenia.
Hanowi wystarczyło tylko jedno spojrzenie we wsteczny monitor.
- A już myślałem, że będę się nudził. Wedge zwrot w lewo na trzy i trzymaj się blisko. Zobaczymy po co przylecieli.
- Zrozumiałem. Przechodzę na łączność kodowaną.
Oba statki wykonały równoczesny skręt i zaczęły oddalać się od stoczni i jej najeźdźców. Aktualnie wciąż znajdowały się po między stocznią a atakującą flotą.
- Kapitanie Solo - głos Wedge'a był spokojny - usiłuję wysłać zakodowany alarm do naszych sił ale nie mam potwierdzenia.
- U nas to samo. Muszą nas jakoś zakłócać Spróbujmy dostać się po cichu na ich tyły może im trochę po przeszkadzamy. Prędkość zero pięć bojowej.
- Zrozumiałem, przyspieszam do zero pięć.
- Han. Uważaj proszę to nie jest "Sokół" tylko nie uzbrojony prom do przewozu ludzi. - Leia wyglądała wyraźnie na zaniepokojoną
- Tak pamiętam o tym. Słuchaj zaczęli nadawać.
- Tu kapitan Roda dowódca inwazyjnych sił imperialnych. Żądamy bezwarunkowej kapitulacji systemu. Jeśli nie otrzymamy odpowiedzi w ciągu pięciu minut zniszczymy wasze stocznie, potem wszystko co stanie nam na drodze do planety.
- Blefują - Solo spojrzał na Leię z pewnością siebie, która mówiła "widziałem wszystko i wiem wszystko" - na pewno chodzi im o stocznie. Po co imperium taka kupa piachu. Tu nie ma nic więcej.
- Chyba masz rację. Problem w tym, że ci z Querto mogą w to nie uwierzyć. Nasze jednostki będą tu najwcześniej za kilkanaście godzin.
- Fakt. - Han przyznał jej rację. - Zakładając, że ktoś je powiadomi
- Uwaga - głos Wedge'a zabrzmiał ostro w kabinie promu - mamy towarzystwo. Cztery z lewej i cztery z prawej.
- Przyspieszamy do zero dziesięć. Na mój znak skręć w prawo i zaraz potem w lewo.
- Przyjąłem.

Mały X-skrzydłowiec i niewielki prom zaczęły przyspieszać, ale myśliwce siedzące im na ogonie były coraz bliżej
- Teraz Wedge - powiedział Han gdy uznał, że myśliwce są wystarczająco blisko.
Oba statki skręciły w przeciwnych kierunkach by zaraz potem znów gwałtownie zmienić kurs. Piloci prowadzący ścigające Hana i Wedge'a myśliwce Tie próbowali powtórzyć ich manewr. Trzech z nich widać zapomniało o swej przewadze liczebnej i w efekcie w pościgu było już tylko pięć imperialnych maszyn.
- Wedge nic tu po nas. - Han skupiał całą swą uwagę na pilotowaniu promu - Jak będziesz czysty wchodź w nad świetlną. To rozkaz - dodał przewidując odpowiedź.
- Nie mogę was zostawić! - zaoponował Antillies.
- Powtarzam. To rozkaz! Damy sobie radę do zobaczenia.

X-skrzydłowiec po chwili znalazł się poniżej promu i zaczął się szybko oddalać. Trzy imperialne myśliwce weszły za nim na kurs pościgowy. Wedge przełączył całą moc z osłon i laserów na silniki dzięki czemu dystans między nim a pościgiem zwiększał się z każdą chwilą.
- Han! Teraz jesteśmy bezbronni! - wciąż nie mogła uwierzyć, że pozbyli się jedynej szansy na przeżycie. Solo bardzo wyraźnie słyszał złość połączoną z przerażeniem w jej głosie.
- Dlaczego zawsze chcesz udawać bohatera?!
- Może Wasza łaskawość się uspokoi? - Han zaczynał się irytować, usiłował się skupić by uniknąć nawały laserowego ognia i nie miał czasu na wysłuchiwanie wyrzutów. - Wiem co robię?
- To może łaskawie podzielisz się ze mną swoimi pomysłami.
- Wprowadź do komputera nawigacyjnego nowy kurs. Zero trzy, jeden, jeden, osiem.
- Nie lecimy do domu? - Leia była wyraźnie zdziwiona.
- Pospiesz się.

Myśliwce typu Tie Interceptor wciąż zasypywały mały prom gradem ognia. Choć były dużo szybsze i bardziej zwrotne to i tak nie mogły sięgnąć swojej ofiary. Jednak w pewnym momencie prom jakby stanął w miejscu. W chwili gdy ścigany statek drgnął by zniknąć w nadprzestrzeni dosięgła go wiązka lasera. Przeciążone osłony nie zdołały jej odchylić i promień trafił w kadłub. W tej samej sekundzie statek osiągnął prędkość światła i w miejscu gdzie był jeszcze przed ułamkiem sekundy pozostały tylko iskry świadczące o trafieniu.

- Tu Edlon Joor komendant kompleksu stoczni Quad. Prosimy o czas na porozumienie się z rządem systemu. Nie jestem władny do podjęcia takiej decyzji.
- Tu dowódca sił inwazyjnych. Czy mam przez to rozumieć, że układ Querto nie podlega już jurysdykcji Imperium? Jeżeli tak, będziemy traktować was jak wrogów.
Do rozmowy włączył się trzeci głos.
- Tu przewodniczący rady systemu gwiezdnego. Jakie są żądania Imperium wobec systemu?
- Tu Roda. Bezwarunkowa kapitulacja. Wyłączenie pola siłowego wokół planet i stoczni. Przekazanie całej władzy przedstawicielowi Imperium. Macie pięć minut po tym czasie zniszczymy stocznie i w następnej kolejności zaatakujemy planety systemu.
- Tu przewodniczący. Jesteśmy neutralnym systemem. Nie posiadamy bogactw naturalnych. Nie możemy zgodzić się na takie warunki.
- Tu Roda. Wasze systemy obronne nie ochronią was długo.- ale jeśli chcecie ginąć....
Roda wyłączył pasmo komunikacji i zwrócił się do oficera łącznikowego. Proszę wysłać zakodowany sygnał na pancernik "Iron Hammer" zaczynamy akcję.

Pancernik, który obsługa stoczni przyjęła jako uszkodzony statek Sojuszu pod pola ochronne stoczni Quad Jeden zaczął obracać się dziobem w stronę hangarów wlotowych.
- Tu kontroler lotów. Pancernik "Wolność" proszę nie zmieniać swojej pozycji, powtarzam nie zmieniać pozycji. Odbiór.
Jednak nikt w stoczni nie doczekał się odpowiedzi z pancernika. Ten zdążył się już obrócić i jego nie uszkodzona burta wraz z jej działami była wycelowana w stocznię.
- Tu kontroler stoczni. Ogłaszam alarm 4 stopnia, wrogi statek na terenie portu.
W tej samej chwili działa pancernika rozbłysły światłem. Strumieni energii biegnących z pancernika nic nie mogło zatrzymać. Kilka mniejszych jednostek znajdujących się po między pancernikiem a stocznią potwierdziło prawdziwość równania o zamianie materii w energię. Następna salwa sięgnęła samej stoczni i wyrwała w jej powłokach dziury ziejące w przestrzeń ogniem i resztkami urządzeń
- Tu przewodniczący. Jeżeli nie przerwiecie ataku będziemy zmuszeni do prośby o pomoc Sojuszu i rozpoczęcia aktywnej obrony.
- Tu Roda. Bezwarunkowa kapitulacja lub zostaniecie zniszczeni.
Na mostku niszczyciela panowało napięcie. Pierwsza bitwa od czasu klęski pod Endorem. Do Rody podszedł porucznik Melkis.
- Kapitanie z dwóch planet startują myśliwce. Nasze statki przyjęły wyznaczone pozycje. Żaden statek nie może opuścić systemu
- Proszę wysłać na dwa dywizjony Tie Fighterów i zniszczyć każdy statek usiłujący przelecieć przez nasze linie okrążające.
- Tak jest, Sir! Sir, tuż przed atakiem dwa statki opuściły system mały prom i myśliwiec.
- Dziękuję poruczniku. Proszę połączyć mnie z Admirałem.
- Tak jest, Sir. Natychmiast.

Bitwa w systemie Querto rozgorzała na dobre. Imperialny pancernik na terenie jednej ze stoczni siał ogromne spustoszenie. W końcu jedna z jego salw sięgnęła generatorów mocy pola siłowego. O prócz niego i gwiezdnego niszczyciela do systemu weszły jeszcze dwa podobne do niego pancerniki, ale nie uszkodzone oraz kilka mniejszych jednostek pomocniczych.
- Kapitanie. Meldunek priorytetowy z pancernika
- Słucham. - powiedział Roda, ale jego uwaga cały czas koncentrowała się na hologramie taktycznym.
- Pancernik melduje o trafieniu w generatory pola. Za trzy minuty możemy rozpocząć desant na stocznie.
- Dziękuję. Proszę rozpocząć fazę trzecią.

Mały prom kosmiczny wyszedł z nadprzestrzeni. Żaden z jego dwóch silników do podróży nad świetlnych nie działał. Jedynie błyskające światła pozycyjne świadczyły o tym, że prom nie został opuszczony.
- Han gdzie my jesteśmy?- Leia wyglądała na zdenerwowaną.
- Jeszcze dokładnie nie wiem. Z prędkością nad świetlną lecieliśmy jakieś piętnaście minut zamiast planowanych dwóch godzin. Poza tym nie wiem czy trafienie nie wyrzuciło nas z kursu. Czy w między czasie mogła byś sprawdzić jak wielkie mamy uszkodzenia.
- Dobrze, zaraz się tym zajmę. Na pewno układ do transmisji szeroko pasmowych uległ zniszczeniu. Co do reszty to za chwilę się dowiemy. - Leia pochyliła się nad drugim terminalem komputera pokładowego i zaczęła przegląd systemów statku.
Han wyglądał na zmartwionego.
- Ciekawe jak zakończyła się bitwa. Quertiańczycy na pewno wyłączyli pola ochronne planet jeżeli Imperium zniszczyło stocznie z drugiej strony jestem pewien, że właśnie o stocznie im chodziło . To bez sensu. Żeby wygrać musieliby zniszczyć to po co przylecieli.
- Może ten pancernik miał utwierdzić Quertiańczyków w przekonaniu, że stocznie zostaną całkowicie zniszczone. Z tego czego dowiedziałam się przed odlotem w stoczniach zastosowano tylko jeden generator pola siłowego. - Leia nie odrywała wzroku od monitora - Mam nadzieję, że Wedge zawiadomił nasze siły o ataku. Sojusz powinien jak najszybciej zareagować.
- Obawiam się, że to nie będzie takie proste. - Han wyprostował się na klawiaturą. - Sama wiesz, że po bitwie nasza flota uległa rozproszeniu. Część statków jest uszkodzona, a reszta została wysłana do różnych części galaktyki by wspomóc uwalnianie sojuszniczych systemów z pod jurysdykcji Imperium. Musieli dobrze wiedzieć, że tak szybko nie zareagujemy. No i jest jeszcze jeden problem. Niewiele osób o tym wie, ale te stocznie mogą być przemieszczane w przestrzeni międzygwiezdnej. Sądzę, że do tego były im potrzebne te dwa pozostałe pancerniki. Jeśli Imperium również ma tę informację to mogą z nimi gdzieś zniknąć. Potrzebują teraz jakiegoś spokojnego miejsca by wylizać rany po ostatnich porażkach.

Samotny gwiezdny niszczyciel wyszedł z nadprzestrzeni w układzie Verpina. System ten był bardzo oddalony od centrum galaktyki Znajdował się już właściwie na granicy "Dzikich terytoriów". W skład układu wchodziły dwa niewielkie słońca klasy G1. Jego układ planetarny był bardzo ubogi. Dwie planety, z których każda była gazowym gigantem i tylko jedna posiadała niewielki księżyc oznaczony na mapach gwiezdnych symbolem V-3. Do dziś dnia Stara Republika, Imperium i Sojusz nie interesowały się systemem. Do dziś system ten nie miał nic do zaoferowania.
Niszczyciel zajął pozycję na stacjonarnej orbicie wokół księżyca Z jego pokładu wystartowały promy, które skierowały się na powierzchnię satelity. Po chwili zniknęły w jego atmosferze i tylko orbitujący niszczyciel był dowodem na to, że w systemie są jakieś inteligentne istoty. Po raz pierwszy w swojej historii Imperium anektowało tak nic nie znaczący system.

Luke wszedł do hangaru naprawczego krążownika "Independence". Rozejrzał się i po chwili skierował kroki do jednego z X-skrzydłowych myśliwców znajdujących się wewnątrz. Zaraz też u jego boku pojawił się przełożony mechaników.
- Komandorze Skywalker pana statek jest gotów do drogi zgodnie z rozkazem. Jednostka astronawigacyjna R2 jest również na miejscu Jest dla pana wiadomość z dowództwa i jeden prywatny przekaz. Czy zechce się pan udać do kabiny transmisji?
- Dziękuję. Chcę od razu startować i wiadomości odbiorę w statku.
- Tak jest Sir. - mechanik stanął na baczność - Życzę przyjemnej podróży, Sir.
Luke wspiął się po drabince do kabiny. Obsługa techniczna od razu odłączyła wszystkie przewody i zdjęła drabinkę.
- Co tam u ciebie Artoo - zapytał Luke - jednocześnie uruchamiając systemy myśliwca.
Odpowiedzią były piski, gwizdy i komunikat na ekranie.
- Tak wiem o wiadomościach. Sprawdzę je za chwilę. - Luke zaczął zapinać hełm i hermetyzować kabinę - Poproś o pozwolenie na start i wyprowadź nas z hangaru.

Puste miejsce na skraju mapy galaktyki. Żadnych systemów planetarnych ani pojedynczych gwiazd. Tam właśnie z nadprzestrzeni wyskoczył prom "Hunter" wraz z eskortą. Jednak jak się okazało mapy galaktyczne choć to niemożliwe były niedokładne, bo mała flotylla pojawiła się o tuż obok malutkiej planety orbitującej wokoło małego słońca. Jednym z pasażerów promu oprócz grupy techników i oddziału szturmowców był Wielki Admirał. Do niego to właśnie były skierowane słowa pilota promu.
- Admirale mamy przekaz z systemu Querto.
- Proszę wyświetlać pułkowniku.
Na niewielkim ekranie holo pojawił się kapitan Roda.
- Admirale - twarz Rody pokryta była zmarszczkami zakłóceń - akcja zakończyła się sukcesem. Nasze straty to 12 myśliwców i pancernik, który był na terenie stoczni. Układ ogłosił bezwarunkową kapitulację. Czy mamy rozpocząć desant na powierzchnię planet?
- Nie kapitanie. Proszę przejąć stocznie i wraz z nimi udać się do systemu Verpina, tam otrzyma pan dalsze rozkazy. Jak szybko możecie wyruszyć?
- No cóż - Roda wydawał się zaskoczony - sądziłem, że mamy rozpocząć remonty.
- Kapitanie! Myślenie proszę pozostawić mnie i odpowiadać na pytania, chyba że nie podoba się panu stanowisko dowódcy super niszczyciela.
- Przepraszam Admirale. Tak jest, Admirale. Sądzę, że możemy wyruszyć za piętnaście godzin.
- Przykro mi bardzo, ale macie tylko dziesięć godzin. Potem do systemu wejdą statki sojuszu.
- Admirale stocznia Quad Jeden została dosyć poważnie uszkodzona A tylko ona posiada generator pola siłowego.
- Niech się pan o to nie martwi. Jeżeli nie będziecie wstanie jej uruchomić proszę ją zniszczyć przed odlotem.
- Tak jest, Sir.
Ekran holo zgasł a Admirał zwrócił się do pilota.
- Proszę pozostawić na orbicie cztery myśliwce. Niech patrolują sektor i meldują o wszystkim. My lądujemy. Zaraz podam panu koordynaty zejścia.

Mały myśliwiec oddalał się od krążownika Calammari. Jego x- skrzydłowe płaty były złożone, a cztery silniki świeciły ostrym światłem. Za sylwetką dużego statku, od którego się oddalali błyszczała zielona tarcza Endoru. Artoo gwizdami przypominał Lukowi o wiadomościach.
- Dobrze, już dobrze pokaż pierwszą.
Mały ekran w kabinie myśliwca wypełniła twarz Carllisian'a.
- Luke, nie wiem czemu i gdzie tak szybko się wybierasz, ale w związku z tym chciałem się pożegnać. Muszę się rozejrzeć za czymś do roboty i nie wiem gdzie będę kiedy wrócisz. Pozdrów Hana i Leię i niech moc będzie z Tobą.
Ekran wygasł na chwilę poczym rozbłysnął na nowo. Tym razem rozmówcą był sam admirał Ackbar.
- Komandorze Skywalker. Właśnie otrzymałem pańską rezygnację z tytułu generała floty. Mam nadzieję, że ciągle możemy na pana liczyć, i że jeszcze raz przemyśli pan swoją decyzję. Prosimy o pozostanie z nami w kontakcie. Do zobaczenia.
Ekran ponownie zgasł ale tym razem na dobre. Mały czytnik w kabinie wyświetlił pytanie Artoo.
- Tak, dziś złożyłem rezygnację.
Do Luke'a dotarła długa seria gwizdów.
- Nie Artoo Leia i Han nie wiedzą. - znów kilka pisków - Nie, nie lecimy za nimi. Bądź na razie cicho sam będę prowadził.
Jeszcze przez chwilę myśliwiec leciał prosto. Nagle skręcił, przyspieszył i zniknął w nadprzestrzeni.

Prom "Atlas" wciąż dryfował swobodnie w przestrzeni. Mógłby uchodzić za całkowicie sprawny gdyby nie iskrzenie wydostające się co jakiś czas z tylnej części kadłuba.
- Han - Leia podniosła głowę z nad pulpitu, jej twarz która do tej pory wyrażała niepokój teraz była obrazem prawdziwego przerażenia - mam wszystkie dane dotyczące zniszczeń.
- Mów, chcę złe wiadomości mieć za sobą.
- Antena i nadajnik do transmisji szeroko pasmowych są zniszczone co znaczy, że nie możemy się z nikim skontaktować. Oba silniki są uszkodzone. Jeden przy odrobinie szczęścia może udało by się naprawić, ale trzeba by wyjść na zewnątrz. Hipernapęd i generator pól ochronnych zniszczony. Do tego wszystkiego dochodzi wyciek tlenu, tylne pomieszczenia są rozhermetyzowane. Według moich obliczeń za siedemdziesiąt dwie godziny zabraknie nam tlenu. A teraz powiedz mi gdzie jesteśmy i co robimy bo zaczynam się bać.
- Rzeczywiście zniosło nas trochę z kursu. Do najbliższego cywilizowanego systemu mamy trzy lata świetlne, do najbliższego bezpiecznego nie wiem ile. Trzeba zacząć naprawiać ten silnik bo chyba inaczej nigdzie nie polecimy. Spróbuj nawiązać z kimś łączność na wąskopasmówce. Może w między czasie coś wymyślę.



"Hunter" w eskorcie czterech myśliwców typu Tie- Defender opuszczał się na małą, nie oznaczoną na żadnych mapach planetę. Była nie zamieszkała. Życie rozwinęło się na niej w czysto zwierzęcych formach. Nie było żadnych zabudowań świadczących o jakiejś pradawnej cywilizacji, która wymarła w odległych czasach. Żadnych zabudowań, ani ruin. Jedyne co nie zgadzało się z takim wizerunkiem tego świata to mocne źródło energii znajdujące się na południowej półkuli, blisko wysokich, ośnieżonych gór. Tam też znajdowało się jedyne na planecie przygotowane lądowisko. Prom wylądował na środku otoczony przez swoją eskortę. Po chwili właz otworzył się i ze środka wyszedł Admirał w towarzystwie techników. Piloci promu i myśliwców pozostali w swoich kabinach.

Republikański X-skrzydłowiec leciał prostopadłym kursem w stosunku do dużej fregaty. Widać było, że jego pilot chce jak najszybciej znaleźć się na pokładzie dużego statku.
- Tu komandor Wedge Antillies, dowódca "Żelaznego Dywizjonu" proszę o pozwolenie na lądowanie, kod czerwony zero jeden.
- Tu operator lądowiska fregaty "Victory". Proszę o przesłanie swojego numeru kodowego na paśmie jeden trzy. Odbiór.
- Zrozumiałem. Nadaję. - dłoń Wedge'a musnęła kilka przycisków na tablicy przyrządów myśliwca.
- Tu fregata "Victory". Mamy potwierdzenie. Witamy komandorze. Korytarz wejścia dwa, dwa. Prędkość zero trzy. Utrzymywać kurs do punktu alfa.
- Zrozumiałem. Do zobaczenia na pokładzie.
X-skrzydłowiec zwolnił, po czym skręcił w stronę jednej ze śluz wejściowych.

Korytarz, do tej pory cichy, zadudnił pod krokami ciężkich żołnierskich butów. Z za zakrętu wyłoniła się grupka szturmowców imperium w towarzystwie techników i Admirała. W ruchach żołnierzy widać było pewną dozę obawy, a na twarzach reszty grupy strach. Jedynie Admirał szedł równym, miarowym krokiem. Cała grupa zbliżyła się do drzwi. Admirał podszedł do czytnika świetlnego znajdującego się w ścianie i przyłożył do niego swoją twarz. Na tle jego pleców w świetle lamp wirował kurz, który zerwał się z podłogi. Jego cząsteczki łączyły się w dziwne, nierealne kształty. Skaner czytnika oświetlił Admirała. Jego twarz w czerwonej poświacie była groźna i groteskowa. Prawie przerażająca. Po kilkunastu sekundach drzwi rozsunęły się szybko i cicho. Cała grupa weszła do środka a wrota zamknęły się równie bezszelestnie.

Luke stał obok swojego myśliwca. Płozy pojazdu utknęły głęboko w miękkiej i wilgotnej glebie planety Dagobah. Młody rycerz Jedi stał zamyślony. Przypominały mu się chwile, które spędził tu w obecności swojego mistrza. Cały trening, nauka i wiedza. Miał w pamięci rozmowy z Yodą na temat świata, egzystencji i mocy. Czuł przenikające go przyjemne wibracje. Jednoczył się z całą potęgą życia na tym zapomnianym świecie. Jednak coś było nie w porządku. Do jego umysłu coraz mocniej wnikała fala chłodu. Zło powoli docierało do jego zmysłów, odczuwał je coraz wyraźniej. Grota pod drzewem. Ta refleksja wyrwała go z zamyślenia. Skywalker obrócił się w stronę myśliwca.
- Pilnuj tu wszystkiego Erdwa, muszę coś sprawdzić. - gdy odchodził dobiegł go głos robota. - Nie martw się nic mi nie będzie - Zagłębił się w mokradła.
Szedł coraz dalej i dalej. Drogę do domu Yody i drzewa pamiętał bardzo dokładnie. Jeszcze trochę i będzie na miejscu. Ale dotarcie do celu zabrało nieco więcej czasu niż przypuszczał. Ścieżka, którą chodził ze swym nauczycielem została pochłonięta przez dżunglę. Polanka z pieczarą, w której miał wizję nie zmieniła się wcale. Miejsce silnie emanowało ciemną stroną mocy i nic żywego nie rosło w pobliżu. Pamiętał, że wtedy próba się nie powiodła Ukazał mu się sam Czarny Lord Sith Darth Vader, Luke ugodził go mieczem. Okazało się, że zabił samego siebie. Do dziś nie zrozumiał co oznaczała ta wizja. Wiedział tylko, że przegrał. Zaatakował jako pierwszy, ze strachem i nienawiścią. Zrobił to czego rycerz Jedi nie powinien, ale wtedy był tylko uczniem. Teraz był już Jedi. Luke postanowił przejść próbę jeszcze raz. Zbliżył się do wejścia jaskini i już miał wchodzić gdy przypomniał sobie co wtedy powiedział Yoda na jego pytanie.
- Co tam jest? - spytał mistrza.
- Tylko to co weźmiesz ze sobą. - i dodał. - Twoja broń, nie będziesz jej potrzebował.
Wtedy nie posłuchał, ale teraz Luke odpiął swój miecz świetlny i zanurzył się w ciemność.

Kiedy Han pracował na zewnątrz statku Leia wciąż nadawała wołanie o pomoc. Bez skutku. Tymczasem powietrze w kabinie stało się zatęchłe i gorące. Coraz trudniej było oddychać.
- Han, co tam u Ciebie? - powiedziała do komunikatora.
- Już kończę. Za chwilę zobaczymy co z tego wyszło. Odezwał się ktoś?
- Jak dotąd nie. Zaczynam się naprawdę bać.
- Wiem kochanie. Bardzo mi przykro, że tak się ułożyło. No nareszcie, wracam do środka.
Po kilku minutach Han zjawił się w kabinie.
- Wiesz pomyślałem, że jeśli silnik zadziała to wpompujemy tu powietrze z kombinezonów i zapasowych zbiorników.
- Oby zadziałał, choć i tak daleko nie polecimy.
- No słoneczko trzymaj się mocno. Raz, dwa, trzy. Han uruchomił napęd podprzestrzenny.
Przez chwilę nic się nie działo. Nagle promem szarpnęło i uszkodzony statek zaczął się wolno posuwać do przodu.
- Na razie lecimy. - Han był z siebie dumny. - Mówiąc szczerze myślałem, że nic z tego nie będzie.
Leia nie była taką optymistką.
- Nie popadaj w zachwyt. Jeszcze możemy zginąć.
Solo udał, że nie słyszy tych posępnych wróżb.
- Ponawiaj komunikaty i sprawdzaj monitory. Idę wpompować tu trochę tlenu.

Kiedy Wedge znalazł się na pokładzie zaraz poprosił o widzenie z kapitanem i połączenie z dowództwem. Udało mu się rozmawiać z admirałem Ackbar'em.
- Tak komandorze, wiemy o ataku. Jesteście najbliżej i udacie się do tego systemu. Godzinę po was przybędzie krążownik "Independence" z pana dywizjonem na pokładzie. Jeśli opór będzie zbyt duży macie się wycofać. Nie możemy sobie jeszcze pozwolić na straty
- Tak jest generale. Wyruszamy natychmiast.
- Powodzenia i niech moc będzie z wami.
Wedge i kapitan fregaty popatrzyli na siebie, po czym kapitan powiedział do interkomu.
- Uwaga cały personel, mówi kapitan. Ogłaszam alarm bojowy.
Na całym statku zawyły syreny, a cała załoga rzuciła do pracy.

Fregata zaczęła przyspieszać i zmieniać kurs. Po kilku minutach drgnęła w pseudo ruchu i weszła w nadprzestrzeń zostawiając za sobą puste miejsce.

W sali do niedawna jeszcze pustej panował gwar i ruch. Technicy dwoili się i troili przy urządzeniach znajdujących się w pomieszczeniu. Admirał siedział przy jednej ze ścian na specjalnie dla niego przyniesionym fotelu i obserwował pracę swoich ludzi. Po pewnym czasie podszedł do niego jeden z zarządzających pracą.
- Panie mam złe wiadomości. - powiedział niepewnie.
- Słucham - admirał ściągną brwi i zaczął intensywnie wpatrywać się w mówiącego.
- Niestety dwa z trzech klonów są nieżywe. Nie wiemy co się stało. Aparatura cały czas funkcjonowała prawidłowo. - Technik był wyraźnie zakłopotany.
- Podajcie numer tego, który przeżył. Kiedy go wyciągniecie? - Admirał mimo złych wiadomości zachowywał się bardzo spokojnie.
- Za jakieś pięć, sześć godzin. Jest już dojrzały. Nie wiadomo tylko jak funkcjonowała część przekazująca wiedzę i informacje w czasie rozwoju.
- Gdy rozpoczniecie proszę mnie powiadomić. - powiedziawszy te słowa Admirał wstał z fotela i ruszył do wyjścia.
- Tak jest.
Po otwarciu wrót Admirał uruchomił system kamuflujący swojego munduru i dosłownie rozpłynął się w powietrzu. Ale nie do końca, wprawne oko zauważyłoby kurz, który miejscami podrywał się z podłogi w miejscu gdzie stanął.

Imperialna flota w systemie Querto przygotowywała się do odlotu. Cała przestrzeń systemu została opanowana. Wszystkie strategicznie ważne sektory były patrolowane przez niesławne myśliwce Tie. Ryk ich podwójnych jonowych silników rozdzierał pustkę kosmosu tam gdzie graniczyła z atmosferą planet. Duże imperialne jednostki jedna po drugiej znikały w nadprzestrzeni. W końcu na miejscu został tylko super niszczyciel "Bestia" i dwa pancerniki, które miały dokonać skoku razem ze stocznią.
- Kapitanie. - głos młodego oficera wyrwał Rodę z zamyślenia. - Dowódcy pancerników meldują gotowość. Czekamy jeszcze na meldunki z Quad Dwa i Trzy.
- Bardzo dobrze. Po zgłoszeniu stoczni niech wchodzą w nadprzestrzeń. Potem proszę wydać rozkaz powrotu myśliwcom i skoncentrować cały ogień lewej burty na Quad Jeden. Gdy myśliwce wrócą odlatujemy.
- Tak jest Sir.
Przez następne kilkanaście minut nic się nie działo. Potem jak w zwolnionym tempie pancerniki wraz z dwoma częściami stoczni zaczęły się przesuwać w stronę granic systemu. Najpierw wolniutko, potem ciut szybciej i szybciej. Nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki z ich lewej strony pojawił się nowy obiekt.
- Kapitanie Roda. Alarm. Rebeliancka fregata w polu widzenia.
- Natychmiast meldować o sytuacji! - kapitan biegł w stronę mapy taktycznej. Nie spodziewał się, że te rebelianckie szumowiny tak szybko tu przybędą. Admirał musiał się przeliczyć. Z lekkiego zamyślenia wyrwał go głos oficera składającego raport.
- Pancerniki wejdą w nadprzestrzeń za trzy minuty. Znajdują się między nami a fregatą. Fregata ma do kontaktu z nimi dwie a z nami siedem minut przy obecnej prędkości. Na zewnątrz mamy dwadzieścia myśliwców. Stocznię Quad możemy ostrzeliwać za pięć do sześciu minut. Technicy musieli rozładować turbolasery.
Z tyłu dobiegł ich głos innego oficera.
- Kapitanie fregata wypuszcza myśliwce. Dwa dywizjony.
- Proszę uruchomić silniki. Spróbujemy ściągnąć ich ogień na siebie. Niech nasze myśliwce osłaniają pancerniki.

Dwa dywizjony myśliwców oddalały się od fregaty. Po chwili rozdzieliły się. Y-skrzydłowce skierowały się w stronę pancerników, a X-skrzydłowce w stronę nadlatujących Tie Fighterów.
- Tu dowódca "Złotych". Meldować o gotowości. - Wedge czułby się lepiej mając teraz pod sobą swój "Żelazny Dywizjon". Najlepszych pilotów sojuszu. - Pamiętajcie musimy zatrzymać te myśliwce i dać czas "Błękitnym".
- Tu Dwójka. Gotów.
- Czwórka. Gotów.
- Szóstka. Jestem z wami.
Piloci "Złotego" dywizjonu zgłaszali się po kolei. Gdy skończyli Wedge wydał kolejny rozkaz i myśliwce rozsunęły swoje cztery płaty tworzące teraz literę X.
- Przyspieszamy do pierwszej bojowej. - powiedział i przesunął przepustnicę. - Skrzydłowi dołączyć do prowadzących. Kontakt za 45 sekund. Powodzenia.
W tym samym czasie dowódca "Błękitnych" wydawał podobne rozkazy swoim pilotom. Myśliwce zbliżały się do swoich celów. Antillies mógł już rozróżnić poszczególne myśliwce wroga.
- No chłopcy, na razie mamy przewagę. Do roboty. - powiedziawszy te słowa Wedge odbezpieczył cztery lasery swego myśliwca.
- Tu "Błękity" jeden skoncentrować ogień na lewym pancerniku. Szyk trójkowy.
Y- skrzydłowce zbliżyły się do uciekających pancerników. Gdy ich cele weszły w zasięg wszystkie myśliwce odpaliły torpedy protonowe Jednym z pancerników zatrzęsły liczne eksplozje. Na jego kadłubie wykwitły fioletowe kwiaty wybuchów. Ale taki pojedynczy atak nie mógł skutecznie zatrzymać pancernika. Y- skrzydłowce zawróciły by przygotować się do następnego ataku. Załoga pancernika musiała chyba przesłać całą energię z dział do silników, gdyż ani jeden strzał nie ścigał oddalających się myśliwców.

Na mostku "Bestii" panowało milczenie. Roda skupiał swój wzrok na ekranie taktycznym.
- Czy pancerniki zdążą uciec?
- Powinno im się udać kapitanie. Jeszcze trzydzieści sekund. - oficer pochylił się mocniej nad komputerem. - Kapitanie z planet znowu startują myśliwce.
- Włączyć do walki dywizjon Tie- D. Zacznijcie ostrzeliwać fregatę Musimy ich związać ogniem.

- Tu fregata "Victory". W interkomach rebelianckich maszyn odezwał się głos oficera łącznościowego. Mamy informację, że za chwilę dołączą do was myśliwce Quertiańczyków. Z niszczyciela startują małe statki załogowe nieznanego typu.
Do jednego z oficerów znajdujących się na mostku fregaty podszedł dowódca.
- Proszę o raport.
- Nasze osłony są naładowane w 73 procentach. Dowódca "Błękitnych" prosi o wsparcie ogniem ich ataku na jeden z pancerników. Imperialny niszczyciel uruchomił silniki i zaczyna zmieniać swoją pozycję. Na razie jesteśmy poza zasięgiem jego dział. W naszą stronę zbliżają się statki nieznanego typu, najprawdopodobniej to ten nowy rodzaj myśliwca. Nasze dane nie obejmują rodzajów urządzeń w które jest wyposażony.
- Proszę wydać rozkaz sternikowi aby odwrócił nas pionowo i grzbietem w stosunku do niszczyciela. Potem proszę aby wszystkie działa rozpoczęły ostrzał pancerników.
- Tak jest -odpowiedział oficer.
- Proszę też informować mnie na bieżąco o sytuacji. Bitwa w systemie rozgorzała na dobre. Całą przestrzeń systemu rozdzierały niebieskie, zielone i czerwone promieni energii wysyłanych przez działa jonowe i lasery. Pomiędzy niszczycielem a fregatą małe myśliwce wyglądały jak rój niesfornych owadów latających tam i z powrotem bez żadnego planu. Wśród całego tego bałaganu postronny widz nie dostrzegłby tragedii zniszczenia i śmierci. Ale na fregacie, której działa raz po raz wypluwały wiązki niszczącej energii, ludzie znajdujący się na mostku i w centrum dowodzenia taktycznego doskonale wiedzieli co się dzieje. W obu pomieszczeniach znajdowały się głośniki przekazujące rozmowy pilotów, a w centrum dowodzenia dodatkowo była wielka holograficzna mapa. W czasie gdy Y-skrzydłowce ciągle atakowały pancerniki X-skrzydłowce starały się odciągnąć od nich myśliwce wroga. Minuta po minucie do walczących dołączały Z-95 startujące z planet układu Querto. Jednak ich sposób walki był raczej chaotyczny. Atakowały w pojedynkę najczęściej kończąc swój atak w postaci kuli ognia i metalowych szczątków. Imperium powoli odzyskiwało przewagę.

- Tu jedynka. Dwójka podciągnij do mnie bliżej. Zobaczymy co to za nowe myśliwce ma teraz imperium.- powiedział Wedge sprawdzając wskazania swoich przyrządów.
- O.K. Jestem tuż za tobą. Jeszcze ich nie widać.
- Mój dalmierz pokazuje osiem jednostek do celu. Przyspieszamy do drugiej bojowej. Uważaj na siebie!
- Pewnie. Mam Ci jeszcze przecież postawić. Chyba, że nie chcesz?
- Jasne, że chcę. Skup się teraz. Lecą w szyku trójkowym. Prowadzący i dwóch skrzydłowych. Bieżmy się za nich!
Nadlatujące myśliwce imperium minęły ich jak burza meteorów. Oba Xskrzydłowce zrobiły ostry zwrot i zaatakowały ostatnią trójkę.
- Dean osłaniaj mnie- rzucił szybko Wedge do interkomu- biorę lewego.
- Ok. jestem za Tobą.
Wedge szybko sprawdził odległość, która dzieliła go od wrogiego pojazdu. Zaraz potem przełączył ogień z laserów na rakiety. W jego wizjerze pojawił się żółty wskaźnik świadczący o namierzaniu celu. Jeszcze chwilę- pomyślał. Po chwili żółte światełko zmieniło się na czerwone.
- Odpalam pierwszą- powiedział i nacisnął przycisk spustowy.
Chłód który panował w jaskini przenikał go na wskroś. I nie była to tylko temperatura. Atmosfera tego miejsca była zimna. Emanowała złem. Luke zagłębiał się powoli w mroczne czeluści. Choć sam tunel jaskini był dosyć duży to i tak musiał się pochylać. Większą część wolnej przestrzeni zajęła dżungla. Ale tu rośliny rosły i wyglądały całkiem inaczej niż na zewnątrz. Luke miał wrażenie, że się ruszają. Jak gdyby usiłowały go pochwycić swymi oślizgłymi pnączami przypominającymi macki. Nie zważając jednak na te odczucia posuwał się powoli dalej. Nagle uszu jego dobiegł szelest, który swym dźwiękiem przypominał kroki. Kroki kogoś kto szurał. Skywalker zatrzymał się nasłuchując. Starał się skupić, pamiętać, że strach, złość, nienawiść są elementami ciemnej strony mocy. Po chwili ten sam szelest rozległ się tuż za nim. Odwrócił się błyskawicznie, ale nikogo tam nie było. Stał wciąż w miejscu, ale nic się nie działo. Niespodziewanie wyczuł czyjąś obecność. Dziwnie znajomą. Przed nim wyłonił się z ciemności Czarny Lord.


Kiedy Han wrócił do kabiny powietrze było już dużo lżejsze do oddychania. Leia siedziała przy jednym z pulpitów sterowniczych. Jej zgarbiona sylwetka wyrażała zrezygnowanie, bezsilność i całą beznadzieję sytuacji. Solo zrobił głęboki wdech i postarał się o najbardziej beztroska minę na jaką go tylko było stać.
- I co? Ciągle nic?
- A czego się spodziewałeś. Że będziemy wybierać kto nas uratuje. Cisza na wszystkich kanałach. - Leia zaczynała być bliska załamania.
- Mam jeszcze jeden pomysł, ale nie wiem czy się uda.- Han spojrzał na nią uważnie- To będzie zależeć od Ciebie.
- Co masz na myśli? Znowu jakiś wspaniały pomysł, który wspaniale wpakuje nas w kłopoty?- zamilkła na chwilę, po czym ze spuszczoną głową dodała- Przepraszam. Nie mam prawa winić Cię za to co się stało, ale tak bardzo się boję.
- Nie ma sprawy. Wiem, że się boisz.- zrobił jeszcze jeden głęboki wdech po czym z nową energią w głosie powiedział- Pamiętasz jak opowiadałaś mi o ucieczce z Bespin? Mówiłaś o tym, że usłyszałaś jak Luke Cię woła.
- Pamiętam. Wiem o czym myślisz, ale ja nie potrafię. Luke jest rycerzem Jedi, a poza tym to nie była tak wielka odległość. Ja nie wiem, nie potrafię.
- Mimo to uważam, że powinnaś spróbować. Najwyżej się nie uda. Luke mówił, że też posiadasz zdolność posługiwania się mocą.
- Dobrze. Pozwól mi spróbować. Muszę się skupić.
Leia oparła się wygodnie o fotel i zamknęła oczy. Po chwili jej oddech zaczynał się uspokajać. Był coraz wolniejszy i głębszy. W kabinie promu zaległa cisza, dokładnie taka sama jak na zewnątrz gdzie prom samotnie przemierzał kilometry kosmicznej pustki. Pustki tak ogromnej, że uszkodzony statek, który przewoził dwoje pasażerów był tylko maleńkim pyłkiem.

Na widok odzianej w czerń postaci młodego rycerza Jedi ogarnęło przerażenie. Trwało to tylko króciutką chwilę, gdyż Luke szybko się uspokoił i oczyścił swój umysł. Lord Sith stał naprzeciw niego bez żadnego ruchu. Ani jedno drgnięcie nie zdradzało czy postać górująca przed Lukiem jest żywą istotą, czy też rzeźbą ukształtowaną na kształt jaki kiedyś przynależał do Darth'a Vader'a. Ale to co stało przed Lukiem nie było martwe. Dźwięk jaki wydawała maska oddechowa był bardzo wyraźny. Wdech, wydech, wdech, wydech Luke mógłby przysiąc iż był wstanie je rozróżnić. Luke odwrócił się twarzą do mrocznej istoty.
- Czego chcesz?- zapytał- Kim jesteś?
Postać przed nim wciąż stała bez żadnego ruchu. Młody Jedi zrobił krok w kierunku Lorda. W pewnej chwili jego poczucie obecności osłabło, a na jego miejsce napłynęło dziwne i nie określone poczucie lęku i chłodu. Obraz mrocznej osoby przed nim zamigotał rozmył się jak gdyby został otoczony mgłą. Nagle obraz postaci zaczął się zmieniać. Sylwetka zmalała i choć cała była przykryta mrokiem Jedi zobaczył swoją twarz. Twarz dziwnie pustą, bez wyrazu, bez uczuć. Ale to nie był koniec transformacji. Po chwili przed Skywalker'em stał sam Imperator.
- Witaj młody Jedi.- Imperator drgnął i posunął się o krok w kierunku Luke'a.- Pamiętasz jak mówiłem, że to jeszcze nie koniec?
- Ale ty nie żyjesz! To nie możliwe!
- To, że mnie zabiłeś nie zmienia faktu, że wciąż istnieję. Zabiłeś mnie więc jesteś już mój!
Luke zamknął oczy i schował twarz w dłoniach. Skulił się i krzyknął.
- Nie!!!
Gdy znowu podniósł głowę postaci Imperatora już nie było. Jej miejsce zajęła znajoma i jakże ukochana osoba.
- Leia! Co ty tu robisz!?- Luke nie mógł uwierzyć w to co widzi.
- Luke, pomórz mi. Luke słyszysz? Potrzebuję twojej pomocy.- głos Lei był cichy i dziwnie daleki.
- Jak!? Co się dzieje?
Ale nie otrzymał odpowiedzi na swoje pytanie. Obraz Lei zamglił się, z czerniał, aż zniknął.
Luke odetchną głęboko. Nie rozumiał nic z tego co zobaczył. Imperator. Przecież on zginął- pomyślał. Leia. Co się dzieje? Na te pytania jedyną odpowiedzią była cisza jaskini i dalekie, nierealne gwizdy i piski. Skywalker oprzytomniał.
- Już wracam Artoo! Nic mi nie jest.
Gdy dotarł do wyjścia na zewnątrz świtało. A więc był tu całą noc? W czasie wizji całkiem stracił poczucie czasu.
- Wynosimy się z stąd. Chyba Han i Leia mają kłopoty. No, do roboty!

Gdy tylko Wedge odpalił pocisk podciągnął swoją maszynę do góry by dać koledze miejsce do czystego strzału. Po paru sekundach druga rakieta została odpalona. Myśliwce wroga jakby w ogóle nie zauważyły ścigających ich rakiet. Wciąż leciały tym samym torem zbliżając się do głównego skupiska statków.
- Patrz Wedge. Zaraz będzie o dwóch mniej- Dean był pewien trafienia.
Rakiety wciąż zbliżały się do swoich celów. Już miały trafiać, gdy nagle, bez żadnego powodu zmieniły kierunek lotu i zamiast trafić w Imperialne maszyny zaczęły się od nich oddalać.
- Co jest!?! To przecież nie możliwe!!!- Wedge był wyraźnie zły i zdziwiony.
- Według moich przyrządów one wciąż ścigają te same cele. Tylko, że to nie prawda!
- U mnie to samo. To wygląda tak, że te myśliwce nagle znalazły się w innym miejscu i rakiety skręciły.
- Nie podoba mi się to.- w głosie Deana słychać było złowrogą nutę.
- Trudno. Podchodzimy jeszcze raz, ale tym razem używamy laserów.
- Ok. Zrozumiałem.
Oba Xwingi przyspieszyły ponownie zbliżając się do swych celów.
Tymczasem z mrowia statków znajdujących się przed nimi zniknęły dwa. Oba pancerniki wraz z częściami kompleksu stoczni weszły w nadprzestrzeń.
- Proszę aby wszystkie działa zaczęły ostrzeliwać Quad Jeden. Niech myśliwce wracają do hangarów. Tie-D mają stanowić osłonę dla powracających. Proszę przesłać sygnał odwrotu do reszty jednostek. Gdy zakończycie niech sternicy ustawią kurs na punkt delta.- na twarzy Rody malowała się wyraźna ulga. -Admirał będzie zadowolony - pomyślał.
- Tak jest!
Strzały z dział turbolaserowych niszczyciela powoli zamieniały pozostałą część stoczni w złom. Pomocnicze statki imperium jeden po drugim uzyskiwały prędkość światła i wchodziły w nadprzestrzeń. Imperialne myśliwce chroniły się pod osłoną niszczyciela, a Tie Defender'y stanowiące ich ochronę siały spustoszenie wśród ścigających je statków.
Tymczasem Wedge i Dean znów byli tuż za wybraną trójką myśliwców.
- Uważaj Dean, zaczynam.
W celowniku Wedge już za moment miała się pojawić wroga jednostka. Nagle w jednej chwili trzy uciekające statki wykonały trójosiową pętle i weszły na kurs pościgowy za X-skrzydłowcami.
- Uważaj Wedge, teraz oni atakują!- Dean był zdenerwowany.
- Ok. Szybcy są nie?- ale jego odpowiedź nie dotarła do partnera. W głośniku pojawiły się trzaski i szumy.
- Dean! Słyszysz mnie? Zagłuszają nas!
Tymczasem Dean, który leciał za Wedge'm miał coraz większe problemy. On też zauważył sygnał zagłuszający. Starał się w każdy możliwy sposób zmylić ścigających, ale wrogie maszyny były coraz bliżej. Kontrolki w myśliwcu zapaliły się na czerwono. Namierzyli go. Dean robił zwroty i uniki jak szaleniec, ale czerwone światełka wciąż świeciły. Nagle, bez żadnego uprzedzenia i powodu jego myśliwiec zwolnił i przestał reagować na stery.
- Wedge uważaj! Oni mają promienie ściągające!- to były jego ostatnie słowa.
Myśliwiec Dean'a zmienił się w kulę ognia, która na sekundę rozświetliła przestrzeń i zgasła. Ścigające myśliwce zawróciły w stronę niszczyciela pozostawiając swą drugą ofiarę. Po kilkunastu sekundach znalazły się pod jego osłonami.
W systemie był już tylko samotny gwiezdny niszczyciel. W pewnej chwili całą przestrzeń oświetlił oślepiający blask. Stocznia Quad Jeden przestała istnieć. Kilkadziesiąt sekund później niszczyciel nie zatrzymywany przez nikogo zniknął w nadprzestrzeni. Na miejscu pozostała tylko republikańska fregata, garstka jej myśliwców i wraki.

To be continued...


Tekst - Copyright Tomasz Galecki und Gabriela Zielinska, 1998